wtorek, 17 stycznia 2012

Smokin Guns - dziki zachód w FPS (sprzelanka) na silniku Q3A

Site: http://www.smokin-guns.net/
Rodzaj: FPS (first person shooter)

Kiedy dotarłem wreszcie do jakiegoś miasta, mój koń już dawno padł z wycieńczenia, a mi nie wiele brakowało. Słońce prażyło jak cholera i nie chciało się odczepić, aby go pies trącał. Te czterdzieści stopni w cieni potrafiło nie jednego rozłożyć na kawałki.
Ale przed mną ukazała się jakaś mieścina z kilkoma budynkami na krzyż, nie opodal był jakiś kanion, no i Saloon. O tak, moja morda uśmiechała się na widok tegoż przybytku rozpusty i zdziwaczenia. Wpadłem tam jak pies wyposzczony widzący sukę. Nie ważne było to, że miasto było dziwne puste, kanciaste, kobitki się liczyły, chlanie.

To było ostatnie co pamiętam. Bo później zabrano mi broń i dostałem to co w danej chwili używali wszyscy. W mieście organizowano zawody. Kiedy jakaś brzydka jak mara baba postrzeliła mimo kamizelki z blachy, wiedziałem że oni tu na poważnie tak. Pomyślałem: no to ładnie się wpierdzieliłeś w końskie łajno Kowboju.

Po jakimś czasie okryłem, że można dzierżyć dwie pukawki i strzelać na przemiennie. Celnością one nie grzeszą, ale jaki power mają, że ho, ho. Dwururka, winczester, pistolet na jeden nabój który potrafi zabić z 200 metrów - zaczynało się robić wesoło.
Ale to i tak nic, bo włodarze tegoż przybytku jaki nosił nazwę Smokin Guns, hasali także z butelką benzyny i obrzucali się nimi jak szaleni. Dynami panie, to normalka u nich. A samemu łatwo się wysadzić, to jest ujma.

Jak się też dowiedziałem, to mają oni rankingi kto ile dostał, a ile zabił lub postrzelił.
Który dobry, to szybko wskakiwał na szczyt listy, a w następnej walce już mógł być ostatni bo mu nie szło.
Dochodziło też do tego, że nożami się rzucaliśmy czy cięliśmy, ale co to za noże. Jak czasami nie wiedzieć czemu drab był od mnie krok lub dwa a padał od mojego cięcia, które go nie dotknęło.

Zero odpoczynku, to w miasteczku obok walczyliśmy, to w jakiś kopalniach, a to zmiana i wszyscy biegali po innym mieście albo w formie toczyły się bitwy. Nawet w kiblu nie było bezpiecznie, bo co róż do niego ktoś wskakiwał i już nie wychodził zastrzelony lub postrzelony.
A ilu po dachach skakało, ile to po domach innych mieszkańców biegało.

A jak któryś pieniędzy nie schował, to się kradło je, aby później kupować pukawki lub coś do nich.

I tak w kółko, cały czas, bez przerwy.

Raz zabrali mnie do bronienia pociągu który jechał i trzeba było uważać, aby nie spać. Jedni z jednej strony drudzy z drugiej i gdzieś w jakimś wagonie walka, a co. Niektórzy mieli na tym punkcie świra, ale co ja mogę zrobić, nie mój pociąg.

Najgorsze jak taki jeden z drugim potrafili cię wyśledzić, choć mogłeś siedzieć cicho. To zawsze cię znaleźli i próbowali utłuc. Podejrzewam że mieli jakieś usprawniacze, bo przez ściany nikt nie widzi.

Szkoda trochę, że miejsca zaczęły mi się później nudzić, a bronie lekko przejadać. Wielu potrafi bardzo dużo wrogów zabić i nie wiedzieć czemu innym w zabawie uprzykrzyć życie. Co jak na te realia, jest frustrujące. Bo jak wytłumaczyć, że łóżko ani miękkie nie jest, stoły nie pozwalają przejść, konie są niezniszczalne, tak samo jak i deski czy płotek. I jak tak biegam i przyglądam się facjatom, to mam wrażenie, że tych ludzi pijany kowal ciosał, bo tak dziwnie oni biegają, jakby kupę w majtach mieli, a przy okazji są jacyś tacy kanciaści. Nie podoba mi to, że widać mnie przez ściany, a bronie nie zawsze trafiają w cel, choć wypruwam cały bębenek i tak jego jeden strzał i mnie nie ma.

I choć czasami wracam do tych dziwnych ludzi i tej mieściny, poszukuję przystani gdzie będzie lepiej. Bo na razie nie jest mi tam zbyt dobrze z tymi rzeczami, jakie opisałem wam w mojej opowieści.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz